Cześć! W Poznaniu szaleją niemożliwe upały, zatem zamiast omdlewać z
przegrzania błąkając się po szarym mieście, uciekłam do domu rodziców,
by pod ogrodowym parasolem przeczytać kolejną książkę. Dziś mam dla Was
kolejną klasyczną pozycję- Nanę Zoli.
Kocham Zolę. Ubóstwiam całą francuską szkołę naturalistyczną, lecz to właśnie od Zoli moja pasja się zaczęła. Nanę czytałam
po raz drugi, ponieważ męczyła mnie ta pozycja, do której zabrałam się
jako wówczas nastoletnia dzierlatka bez gustu i literackiego smaku.
Chciałam Nanę poznać znów, spojrzeć na nią świeżo i na nowo przemyśleć
pewne tematy z tą książką związane.
Nana to książka o nastoletniej kurtyzanie, która podbija i bez
odrobiny litości depcze męskie serca. Nana jest uosobieniem zgnilizny
moralnej XIX-wiecznego Paryża. Poznajemy ją na deskach teatru („powiedz
Pan lepiej burdelu”), kiedy to odnosi niebywały sukces. Mimo braku
talentu rozkochuje w sobie męską część widowni- zdaje się być
ucieleśnieniem męskich żądz. Z loretki staje się rozchwytywaną
kurtyzaną. Za towarzystwo Nany płacono olbrzymie kwoty, rujnowano
majątki, tracono pozycję. Rozpieszczona kobieta, niczym straszliwa
zaraza, dziesiątkuje miasto: pożera każdego, kto się w niej zauroczy, a
warto wspomnieć, że szaleją za nią wszyscy.
Mimo absolutnej miłości do pisarstwa Zoli, muszę wytknąć kilka
mankamentów. Me serce krwawi, jednak należy zaznaczyć, że Nana
zdecydowanie nie jest najwybitniejszą powieścią (Germinal! Germinal!)
tego doskonałego pisarza.
Nana jest postacią nieco papierową. Zola bardzo pragnął, by czytelnik
poczuł do kurtyzany niechęć i wstręt. Tak bardzo pragnął, że stworzył
postać z samych negatywów. Nana po prostu nie ma zalet. Starannie
oglądałam jej charakter ze wszystkich stron, i niestety- nic dobrego w
niej nie ma. Pogardza wszystkim i wszystkimi: mężczyznami, kobietami,
loretkami, biedotą i bogaczami. Nie szanuje cudzego życia, rodziny,
pieniędzy, miłości, przyjaźni. Jest zepsutą, zachłanną młodą kobietą,
która pozbawiona jest sumienia i litości dla tych wszystkich
nieszczęśników, których gubi. Nawet miłość do syna była kaprysem. Nic
nie było na poważnie. „To koniec, kotku, zmykam!”.
Ta książka nosi w sobie cechy literatury tendencyjnej. Nie mamy lubić
Nany, musimy nią gardzić. Nikłe niteczki współczucia Zola sumiennie
przecina opowiadając nam kolejną historię, która jednoznacznie dowodzi,
że z tej Nańci to niezła szuja była.
W Nanie nic nie zaskakuje. Poza złymi cechami, które są niesamowicie
zaakcentowane, postać jest pusta. Czytając miałam wrażenie, że w tej
kobiecie żyje olbrzymia tarantula, która zjadła już wszystko, co mogło
się tam kiedyś znajdować. Zola pozbawił Nanę inteligencji, talentów,
mądrości życiowej, wrażliwości i całego człowieczeństwa.
Kolejny mankament to kompozycja. Na początku powieści fabuła
niesamowicie się rozwleka, nie dzieje się nic interesującego. Poznajemy
natomiast całą masę nazwisk, która jest na tyle przytłaczająca, że
utrudnia czytanie. Imiona mylą się z funkcjami i cechami charakteru.
Istny galimatias i nerwowe cofanie się do poprzednich stron, by na nowo
rozeznać się w nazwiskach. Na końcu książki bieg wydarzeń szalenie
przyspiesza, wszystko dzieje się nagle i bez obfitych opisów. Jakby
czytało się dwie różne książki.
Jest oczywiście cała masa dobrze napisanych scen, o których można
później żywo dyskutować i rozsmakowywać się w ich artyzmie. Zola jak
zwykle świetnie radzi sobie z ludzką słabością i upadkiem. Mistrz
brzydoty i naturalizmu z uśmiechem na twarzy podtyka czytelnikowi pod
nos niewygodną prawdę o nim samym.
Nanę czyta się dość ciężko. Ta postać męczy, ma się ochotę
zrobić duży rozbieg, wcisnąć się między karty książki i zrobić z nią
porządek. Mimo wszystko lubię tę pozycję. Teatralny światek, bogate
rodziny, erotyczna rozpusta do granic możliwości…to ma swój smaczek! I
może wciągnąć.
Książka zawiera także wątek homoseksualny- Nana ma (o ironio)
utrzymankę. Jest to jednak bardzo nieciekawie nakreślony wątek- Zola
potraktował go zupełnie tendencyjnie i opluł safijski związek.
Polecam tę pozycję- bo Zola, bo tematyka, bo surowy naturalizm. Ale moje serce wciąż należy do Germinal, gdzie autor dał niesamowity popis swego kunsztu.
Na zakończenie moja Nanowa zakładka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
www.przekartkuj.blogspot.com